Wiosenna jesień australijska.

Zanim zaczęła się ta piękna polsko wiosenna australijska jesień, zaczęła się i skończyła kolejna jesień w moim życiu.

Ta była, jak cyklon, który przychodzi tu raz w roku, a co kilka lat z jeszcze potężniejszą siłą.

Tak jak cyklon Debbie w tym roku.

Szybka, nieprawdopodobnie wręcz intensywna i bez litości.

Zrobiła, co chciała zostawiając zniszczenie i błotniste szambo płynące przez wiele dni w miejscach, gdzie wcześniej była woda…

Brudna woda Slad po cyklonie Debbie
Błotniste szambo. Ślad po cyklonie Debbie

Ten brud, który wywalił na wierzch cyklon powoli dematerializuje się.

Debbie aftermath The bright side
Debbie pozostawiła po sobie dużo brudu w różnych wymiarach…

Ocean oczyszcza się, ludzie odbudowują życie.

Ja odbudowuję swoje.

W mojej bajce po jesieni przychodzi wiosna.
Bo tak można, bo to jest moja bajka i ja ją piszę.

Nie wiem, czy w tej bajce będzie happy end. To zależy od kryteriów – co się uzna za happy end…
Na razie w mojej bajce przyszła wiosna i ja się nią zachwycam, bo moje stęsknione polskie serce kocha wiosnę.

Przyszła też australijska jesień, która żywo mi pachnie świeżością polskiej wiosny.
Życie rodzi się na nowo…

Australijska jesień w południowym Queensland mieni się kolorami i tętni życiem, jak wiosna z mojej bajki.

Jeszcze ładniej niż nad oceanem jest w sąsiednich górach, gdzie kolorów jest więcej i są dużo bardziej intensywne i pachnące tą wiosnenną rześkością, którą tak kocham…

Wrażenia z Tamborine Mountain przyprawiają mnie o upojenie i zawsze zastanawia mnie jedno.
Tak blisko tutaj z Gold Coast, a jednocześnie jak tu jestem, Gold Coast wydaje się bardzo bardzo odległe…

Gold Coast view from Tamborine Mountain
GC niby tak blisko a tak daleko… *

Nad oceanem moja oceaniczna część serca czuje, że żyje, ale tu, w górach, z dala od wielkiej wody, moja miłość do polskiej ziemi wraca, bo ja tą ziemią tu mogę oddychać.
I jednocześnie rozpływać się w pięknie Australii…

Moje serce jest duże. Jest polskie, jest australijskie, jest człowiecze.

Jak się w tej mieszance połapać?

Dystans jest ważny…

Nie tylko dystans fizyczny.

Ile bezużytecznych myśli na minutę potrafi wyprodukować Twój umysł, kiedy jesteś naprawdę zmęczony?

Wiele…

Jeśli dasz sobie chwilę, znajdziesz moment nierobienianiemyślenia, to może znajdziesz dystans do siebie, do sytuacji, do emocji, do wrażeń.

I będziesz wiedzieć, co jest dla Ciebie prawdziwe właśnie w tej chwili.
I będziesz też wiedzieć, co jest dla Ciebie prawdziwe nie tylko w tej chwili…

W ciągu ostatnich dwóch miesięcy nauczyłam się dużo.
Bardzo dużo.

Wszystko, czego nauczyłam się, dopóki ostatnia jesień w życiu nie przyszła z siłą cyklonu, było solidnym fundamentem do zrozumienia rzeczy, które niby wiedziałam, ale których sama nigdy ich nie poczułam.

Ile naprawdę możesz wiedzieć o czym mówi drugi człowiek, jeśli on to przeżył lub przeżywa, a Ty nie?

Co sprawia, że uważasz, że rozumiesz? 

To trochę, jak z tym misiem…

Koala Binna Burra
Miś koala do przytulania

Dla nas wszystkich zaskoczony koala był pod tytułem “oooo, jaki śliczny, chciałoby się przytulić!”

Ale czy koala miał takie same intencje?

Wracając do tematu…

Moja jesień przyniosła mi wiosnę, dzięki której wszystko budzi się i zapowiada lato, kiedy można zbierać plony zasiane wiosną…

Po raz kolejny zrozumiałam dwuznaczność słów tam dom Twój, gdzie serce Twoje

Ale gdzie jest Twój dom, jak Twoje serce jest zawsze z Tobą?

Gold Coast widok z Tamborine Mountain
Gold Coast widok z Tamborine Mountain

casa mia… a może wcale nie, bo jednak marzenia o domu pozostają marzeniami…

AnnaGreenUp Cypress Hill
My Cypress Hill dream…

Ale dość tych filozofii na teraz!

Czas zakończyć ten post bez formy jakoś normalnie 😉

Miała być wiosna w AU, więc here we go!

Zagadki

A co to za drzewa?
Avocado tree AnnaGreenUp
Zagadka nr 1
Mandarin Tamborine Mountain
Zagadka nr 2

 

Lime Tamborine Mountain
Zagadka nr 3

No i co? Wiesz co to za drzewka?

A na koniec dorzucę jeszcze stado kangurów w wiosennym prezencie 😉

Proszę:

 

Coombabah Lakelands kangooroos
Kangury z Coombabah Lakelands
Coombabah Lakelands roos
Jeszcze więcej kangurów z Coombabah Lakelands

Plus jeden w zbliżeniu:

Kangaroo Coombabah Lakeland
Kangur na wypasie

One tam nie przejmowały się nami za bardzo, ja za to nimi bardzo, bo jakieś są takie niezwyczajne i urocze.
Też chciałam przytulić, jak misia koalę, ale koleżanka tłumaczyła, że to wildlife i nie jest to dobry pomysł.

Nie znam się na wildlife za bardzo, jak nie jestem w wodzie, ale kangury nie przytulały się, więc zostawiłam je w spokoju i poszłyśmy dalej podziwiać australijską jesień mojej wiosny…

Równowaga

Równowaga.
Taki życiowy oksymoron …
Słowo nadużywane, a jednocześnie niezrozumiałe.

16 Września 2016

Ostatnie 5 miesięcy w Polsce (całe szczęście z przerwami na małe podróże) i poniekąd „powrót na łono rodziny” to był dobry czas.

Bardzo mocna, bo skondensowana i trudna lekcja, za którą jestem wdzięczna, ponieważ pozwoliła mi zrozumieć i nauczyć się więcej o sobie samej poprzez oglądanie się w lustrze emocji moich bliskich, jak i moich reakcje na ich emocje i vice versa.

W naturalny sposób pojawiła się decyzja, żeby zmienić własne zachowania, które w tym lustrze również zobaczyłam, a które niekoniecznie mi się podobały.
Co postanowiłam, zaczęłam wprowadzać w życie od razu. Efekty były różne.

W końcu jestem człowiekiem…

Ale ciągle pamiętam i nadal staram się najlepiej, jak umiem.

Sporą część tego czasu w Polsce chciało mi się wyć, wrzeszceć, uciekać gdzie popadnie z bezsilności wobec zacietrzewienia rodziny i uporczywej walki ze mną o sprawy, które miały miejsce właściwie tylko w wyobrażeniach i oczekiwaniach (niespełnionych).

Były też łzy wzruszenia płynące w ciszy odosobnienia po moich zmęczonych walką policzkach, wdzięcznych za to, że mogły tego doświadczyć.

Chcę tą lekcję pamiętać zawsze.

Chcę na każdym kroku upewnić się, że nigdy nie zachowam się tak, jak nie lubię być traktowana.

Chcę włożyć 100% wysiłku i zaangażowania w proces samorozwoju i dążenia do bycia unikalną sobą, żeby nie powtarzać schematów rodzinnych.
Nie tylko chcę. Wkładam 100% pracy.

Łatwe?

Guzik, nie łatwe!

Wcale nie jest łatwe, bo czasem jest tak, że te wpływy są mocno wpisane w tkanki naszego ciała i praca, żeby się tego pozbyć jest kolosalna!

Spotkanie z najbliższą rodziną to fantastyczna okazja i niemal bezgraniczne pole nauki o sobie, jeśli tylko chce się i umie obserwować własne emocje i zachowania.

Potem konieczna jest praca. Trzeba od tych emocji zdystansować, to nie emocje określają kim jesteśmy. Nie ma żadnego sensu przywiązywać się do nich, czy też je pielęgnować.

Zadaniem bardzo trudnym w danym momencie, ale też najprzyjemniejszym w całym rozliczeniu, jest po prostu „puszczenie emocji wolno”. Jak balonik wypełniony helem. Puszczasz i leci, leci, leci daleko unoszą ze sobą wszystko, czego już nie chcesz, choć może w danej chwili wydaje się Tobie, że jest inaczej.

Czasem jesteśmy w tej rzadkiej i „komfortowej” sytuacji, że tak po prostu umiemy „puścić wolno” gniew, złość i frustrację grubo podszyte strachem przed czymś.

Czasem niestety musimy temu stawić czoła (szczególnie, jeśli nie wiemy, przed czym ten strach powodujący inne ciężkie emocje)…

Jedna i druga droga jest trudna, ale też konieczna do rozwoju i znalezienia większej łatwości i radości w życiu.

Niezależnie od tego, w jaki sposób, trzeba uwolnić się od powracających emocji ciągnących za sobą jarzmo reakcji, które są niekontrolowane i nie służą nam w życiu wcale.

Jeśli emocje będziemy nadal chować do środka (mówię nadal, bo tam i tak już zdążyliśmy dużo pochować w ciągu naszego dotychczasowego życia), to nie tylko nasze ciało na to odpowie urazami i chorobami, ale też nadal będziemy „popełniać” te same zdarzenia, a po co, jak życie może być prostsze?

W ciągu tego pobytu w Polsce – lekcji- moje ramiona przesunęły się do przodu, jakby ściągnięte przez zapadającą się klatkę piersiową, a górna warga stała się wąską kreską.

Te głęboko pogrzebane emocje i przekonania też trzeba będzie uwolnić – przecież nie ma sensu zamknięcie samej siebie w więzieniu tak ponurego cmentarzyska.

Cieszę się na nowe.

Zmiana i nowe to świetne narzędzie do samorozwoju.

(2 kwietnia 2017)

Pozostanie w miejscu, małżeństwie, pracy- w sytuacji życiowej, która nie jest dla nas łatwa, to też świetne narzędzie do samorozwoju.
Do momentu, kiedy zyski przewyższają koszty. Później konieczna jest zmiana.

W przeciwnym razie jest zastój.

A zastój jest wredny -nie sprawia, że wszystko po prostu zatrzymuje się. Wszystko umiera.

Zastój to powolna śmierć w męczarniach.

Wobec takiej alternatywy, człowiek nie ma wyjścia, próbuje i idzie do przodu. Czasem chwiejnie, ale idzie. Zazwyczaj…

Jeśli nie próbuje, to znaczy, że potrzebuje pomocy.
Potrzebuje drugiego człowieka.

Czasem jeden szczery, serdeczny uśmiech wystarczy.

Wystarczy, żeby zrównoważyć pustkę zastoju i pomóc drugiemu człowiekowi postawić pierwszy krok na przód.

Równowaga…

Piękny stan – nie za nisko, nie za wysoko. Po prostu w równowadze. Spokój. Radość. Życie.

Równowaga to skomplikowane słowo prawda? Ileż różnych znaczeń!

Więc jak to jest z tą pracą nad sobą?

Czy 100% mocy w pracy zwanej samorozwojem zaprowadzi do równowagi emocjonalnej i psychicznej?

Wątpię.

W zupie zwanej pięknie Życiem potrzeba też trochę innych przypraw!

Czasem trzeba po prostu zrobić coś fajnego, cokolwiek sprawia Ci przyjemność!

Obejrzeć głupi film, spotkać się z kumplem, zaśpiewać piosenkę tak, żeby sąsiedzi słyszeli, zjeść czekoladę albo zrobić 5 przysiadów na środku ulicy, bo akurat masz ochotę 😉 (ja bardzo lubię przysiady 😉 ).

Chyba chodzi o to, żeby życie było pełne.
Żeby po prostu było Życiem!