W poszukiwaniu równowagi i sensu życia

Once you’ve gone through the wall of the ego’s drama there’s a great chance you enter into a better world.

The world of joy.
Its true name is LIFE.

AS

Dramaty kreowane przez ego

Każdego dnia pojawiają się w naszym życiu nowe barykady zbudowane z dramatu kreowanego przez ego.
Taka rola ego- wykreować dramat (niedostatek, zamartwianie się, mentalne cierpienie, poczucie, że coś w naszym życiu jest nie tak itd.) oraz poczucie bezsensu życia w naszym umyśle. Nasza rola jest taka, żeby tym myślom nie poddawać się.

Ilekroć uwierzę w nie, tylekroć zaczynam uczestniczyć w jakimś dramacie- problemie, zamiast żyć. Przez mój umysł przesuwają się (często wręcz cwałują) myśli głoszące na przykład, że:

jest problem, że mam się spieszyć, gdy nie trzeba (bo nie zdążę do nieistniejącego czegoś lub na coś), że moje życie nie ma sensu, że powinnam czuć się winna, lub gorsza, wyglądać lepiej, robić mniej, robić więcej, jacy oni są nieznośni, po co ja to powiedziałam itd.

Każda chwila, gdy sobie o tym przypomnę, czyli zaobserwuję tego typu myśli, to wygrana życia. Jeśli potrafię, daję im odejść, a wtedy odzyskuję kontakt ze sobą.
To w takich chwilach mam szansę, by usłyszeć głos Siły Wyższej, słyszeć ten wewnętrzny głos, który sprawia, że wszystko staje się prostsze, łatwiejsze, znikają wątpliwości, pojawia się jasność co do tego, jakie decyzje podjąć, co robić, z czego zrezygnować.

To są chwile radości, chwile, kiedy naprawdę czuję, że ŻYJĘ- to najlepsze chwile w moim życiu.

Odmieńcy

W przyszłym miesiącu są moje kolejne urodziny, jeśli.
To oznacza jakieś czterdzieści lat życia ze sobą. Wiele z tych lat to próby zrozumienia o co w tym życiu tak naprawdę chodzi.

Zazwyczaj nie czułam, że gdzieś przynależę, raczej czułam się niedopasowana, odmienna.
Zresztą nadal tak jest, ale nie przeszkadza mi to. To ja.

W filmie o Queen- „Bohemian Rhapsody” jest taka scena, w której Freddy mówi coś, co idealnie oddaje jak często się czuję:

“We’re four misfits who don’t belong together. We’re playing for other misfits. And the outcasts right in the back of the room, we’re pretty sure they don’t belong either. We belong to them.”

Wiem, że nie jestem sama, znam innych, którzy czują podobnie.

Nigdy nie mogłam długo zagrzać miejsca w żadnej grupie, nawet grupie „odmieńców”, wcześniej, czy później czegoś zaczyna mi brakować, czuję się ograniczona jej szyldem, który głosi niezmiennie to samo, więc wychodzę i idę szukać dalej.

Zrozumieć siebie

Podejrzewam, że gdyby nie książka, w której zebrałam wszystkie moje próby zrozumienia człowieka oraz sensu życia, głównie własnego, nie dotarłabym do dzisiejszego dnia.

Dzięki jej tworzeniu zrozumiałam dwie podstawowe sprawy.

Empata

Jedna z nich to uświadomienie sobie, że jestem cholernie wrażliwa, ponadwrażliwa.
Są dni, kiedy mam wrażenie, że odczuwam ból całego świata. To ciężkie dni, bardzo ciężkie, trudno je przetrwać, ogrom cierpienia wydaje się nie do zniesienia.
Są jednak i takie dni, kiedy w każdej chwili odczuwam jak życie tętni w moich żyłach, a każdy jego przejaw jest wtedy jak najcenniejszy skarb- nie da się tego porównać z niczym innym.

Dramat ego

Drugą sprawą jest uświadomienie sobie, że nie mogę słuchać tego, co podpowiada mój umysł. Gdybym słuchała natłoku bzdurnych myśli (z których spora część nawet nie jest moja), który dość często towarzyszy mi przez dużą część dnia, raczej nie pisałabym już tych słów.
Nie raz pojawiła się myśl o tym, że mogę wypisać się z odczuwania cierpienia oraz trudu separowania od myśli, które tylko te ciężkie emocje potęgują. Wypisać się z życia…
To byłaby największa wygrana ego.

Nie wiem, czy umiałabym wypisać się z życia dobrowolnie- przecież to właśnie ŻYCIA ciągle „szukam”! Jednak w najgorszych chwilach przeżywania wewnętrznego dramatu, sama myśl o tym, że jest jakieś rozwiązanie, że ta burza ucichnie wreszcie, potrafi mnie uspokoić.

Ciągle piszę o dystansie do myśli, ale jak na ironię to właśnie powyższa myśl to moje „pięć sekund lotu z dachu wieżowca”…
Stoisz nad przepaścią, skoczyłeś, lecisz i wtedy orientujesz się, że tym razem naprawdę spieprzyłeś sprawę. Jednak jest już za późno, by coś z tym zrobić, żeby to zmienić, bo za chwilę rąbniesz o beton.
Myśl o tym, że jak już wszystko mnie przerośnie, mogę jednak jakoś uciec od wszystkiego to moje pięć sekund na dachu, przed lotem.

I właśnie w te najcięższe dni, kiedy już czuję, że więcej nie udźwignę, znajduję w sobie siłę, żeby jednak iść dalej. Wierzę w Boga, jakkolwiek go pojmujemy.

Nieustanna lekcja życia

Książka, którą w końcu napisałam to moja własna lekcja życia, dzień po dniu, przez cały rok. Jestem swoim własnym uczniem, chociaż nie wiem, czy mogę tak to nazwać, to byłaby pycha- wiele ze słów w niej zapisanych po prostu spłynęło przez moje palce na kolejne strony.
Od lat staram się dociec, zrozumieć, zgłębić ludzką, w tym oczywiście własną, psychikę i wiele w życiu zmieniłam, ciągle zmieniam, żeby wreszcie coś zadziałało. Czasem nie nazywałam tego rozwojem osobistym, ani duchowym, ale „ujarzmianiem” siebie- te zmiany to dla mnie często ciężka praca. Przyniosła efekty- po drodze zrzuciłam potężną ilość warstw osobowości, które mnie i innych uwierały.

W jednym z usuniętych podczas redakcji książki fragmentów zapisałam:

Właśnie kiedy jesteś w dołku, musisz być silniejszy niż dotąd, ufać we własne siły bardziej niż kiedykolwiek, wierzyć w siebie jeszcze mocniej niż kiedykolwiek i nie słuchać tego, co myśli cała reszta. Nieważne, jak bardzo ich wypowiedzi są logiczne, a Twoje mało przystają do tego, co reszta nazywa „rzeczywistością”.

Po prostu musisz pozostać silny. Być może nigdy nie będziesz wiedzieć, jak wielką moc masz w sobie, jeśli bycie naprawdę silnym nie stanie się jedyną opcją. Warunkiem przeżycia kolejnego dnia…

Tak, nawet kiedy znajdziesz się w dziurze ciemnej tak, że myślisz, że więcej nie zniesiesz, nie poddawaj się.

W kolejnym:

Jeśli wyjmiesz ze swojej głowy, że musisz spieszyć się i być tu, tam i tam, i że masz „za mało czasu” i jednak zdecydujesz zostać w danej chwili- TERAZ, nie myśląc, co będzie po niej lub było wcześniej, w końcu Twój umysł uspokoi się.
To z początku zazwyczaj trudne, ale im więcej praktyki, tym więcej nabierasz wprawy.

Na ten jeden krótki moment, gdy zapomnisz o „niesprawiedliwości” wczorajszego dnia, tym, co zdarzy się za godzinę, za miesiąc, 10 lat, życie może stać się przyjemnością, a nie pasmem udręk, a Ty masz szansę to dostrzec.

Nie ma drugiego dna, jest tylko jeden dzień

Czasem muszę sobie przypomnieć, że jest tylko ten jeden dzień- tylko tyle mogę udźwignąć na raz.
TERAZ jest tylko ta jedna godzina i to, co robię-więcej bodźców po prostu nie zniosę.

To często działa- łatwiej mi zaakceptować to, co JEST i odnaleźć spokój oraz radość.
Czasem łatwiej powiedzieć niż zrobić. Kiedy jest bardzo ciężko więcej medytuję i modlę się (zresztą modlitwa jest dla mnie również medytacją), pomoc zawsze przychodzi.

Jeśli dam sobie szansę, by przetrwać trudny dzień, jutro może okazać się niezwykłe, a ja mogę znów czuć, że ŻYJĘ i oddycham tym ŻYCIEM pełną piersią.

To poczucie staram się przypomnieć sobie, kiedy jest mi bardzo źle.
Często tak faktycznie jest- jutro okazuje się wspaniałe.

Warstwy poznania życia

Tych warstw jest wiele, nie sposób uwzględnić wszystkiego w jednym artykule. W kolejnych piszę o tym, co dla mnie jest w danym czasie najbardziej aktualne.

Każdy dzień przynosi mi odkrycie nowej warstwy- kolejnego aspektu tej samej “lekcji”.
Każdy z nas przerabia własne “lekcje”.

Ten post zakończę cytując modlitwę o pogodę ducha, której zastosowanie w różnych sytuacjach ciągle na nowo odkrywam.

„Boże, użycz mi pogody Ducha, bym akceptowała to, czego nie mogę zmienić, siły i odwagi, żebym zmieniała to, co zmienić mogę i mądrości, żeby umiała rozróżnić jedno od drugiego”.

W poszukiwaniu równowagi

Motywacja

Wiele osób zadaje mi pytanie “skąd bierzesz motywację?” lub stwierdza
“chciałabym być tak zmotywowana, jak Ty”.

Moją główną motywacją jest chyba to, że po prostu lubię czuć się dobrze.

Nawet kiedy z jakiegoś powodu tak nie jest, dążę do tego.
Jak każdy mam lepsze i gorsze dni, ale nie lubię pozostawać w stanie, w którym mam kiepskie samopoczucie.

Znam narzędzia, które do tej pory mi pomagają z takich stanów wychodzić, więc z nich korzystam.
Są to między innymi różne formy ruchu, techniki oddechowe, praca, medytacja, lodowaty prysznic, modlitwa, spacer w lesie, obdarowanie komplementem drugiego człowieka, słuchanie podcastów ludzi, którzy mnie inspirują.

Nawet gdy wydaje mi się, że nie mam siły i nic mi się nie chce, mobilizuję się i działam. Nie uważam, że to moja zasługa- dziękuję Sile Wyższej za opiekę i pomoc każdego dnia.

Wiara daje mi ogromną siłę, a dyscyplina pomaga ją kultywować.

Mam takie motto:

Co masz zrobić jutro, zrób dzisiaj, jutro będziesz mogła zrobić jeszcze więcej.”

Ono mi często pomaga w codziennych obowiązkach, ale zdarza się też, że tego typu działaniem zapracowuję się i przekraczam próg opłacalności.

To próg, poza którym dodatkowa praca nie wnosi już korzyści.
Taki cichy dzwonek na przerwę. Trzeba zamilknąć, by go usłyszeć.

Praca

Życie jest pełne ciężkiej pracy- pracujemy dla kogoś, pracujemy dla siebie, dla rodziny, pracujemy nad sobą, nad relacjami, nad spełnianiem marzeń.

Stawiamy czoła trudnościom, wyzwaniom, obowiązkom, własnym i cudzym emocjom, odnosimy sukcesy i porażki.

Rozwój osobisty i rozwój duchowy to ścieżka, na której dokonujemy w sobie zmian i budujemy własną siłę, dzięki czemu otwierają się przed nami nowe możliwości w życiu.
Jak dokonujemy tych zmian?
Poprzez akcję, czyli wykonanie pracy.

Praca jest dobra i pożyteczna. Skupienie na niej może też przynieść ulgę w troskach, radość i satysfakcję, ale oczywiście bywa też męcząca.

Szczęście

Jest też inna droga, która umożliwia nam wiele w życiu osiągnąć, łatwiejsza- wiedzie przez poczucie szczęścia i radość.

Droga szczęścia to robienie rzeczy, które przychodzą nam naturalnie i które sprawiają, że po prostu czujemy się szczęśliwi.
To nasza super moc.

Każdy z nas ma taką super moc.
Trzeba ją znaleźć i dać jej mówić, nie przerywać, nie wysuwać racjonalnych argumentów, słuchać i za nią podążać.
Reszta jakoś się układa. Dobre przyciąga dobre.

Powrót do domu

Moja super moc kwitnie kiedy jestem w wodzie. To w niej czuję się bezpiecznie, czuję się szczęśliwa i promienieję radością, kiedy tylko zbliżam się do niej i wiem, że mogę popływać.
W marcu 2020, z powodu ukoronowania wiadomo czego, zamknęli w Polsce między innymi baseny.
Trzy miesiące bez pływania były dla mnie trudne, ale również bardzo rozwijające, była to jednak bardzo ciężka praca.
Kiedy poszłam na basen pierwszego dnia, gdy otworzyli je ponownie, płakałam ze szczęścia dwa razy.

Żaden zimny prysznic i żadna medytacja nie dały mi tej radości, spokoju i siły, które daje mi pływanie. Na basenie czuję się jak w domu.

Kiedy pływam, wszystko inne znika, jestem poza czasem, a jedyna przestrzeń z którą mam kontakt to moje ciało poruszające się w wodzie z dziką radością.
Fizycznie czuję jak każda moja komórka świeci tym szczęściem!

To taki duchowy powrót do domu.

I Ty masz coś, co sprawia, że tak się czujesz, pielęgnuj to, a jeśli jeszcze tego nie odnalazłeś, czas wyruszyć na poszukiwania!

Droga Pracy i Droga Szczęścia uzupełniają się, żadna nie istnieje bez drugiej

Chcę dzielić się z innymi pogodą ducha, tym, co pozytywne i budujące, energią, którą czerpię z życia.
Nie mogę tego robić, kiedy zamartwiam się lub przepracowuję.

Wiem o tym, a jednak znowu przepracowałam się.
Straciłam dystans, a jakość mojego samopoczucia spadła, w ślad za nią wydajność pracy.

To dobre przypomnienie jak ważne w życiu są radość, lekkość, śmiech, beztroska, żartobliwość, czas na zabawę, na regenerację i zwyczajnie odpuszczenie.

Brak równowagi pomiędzy pracą, a radością z życia to dość niebezpieczny stan.

Łatwiej wkradają się złowieszcze myśli, jesteśmy bardziej skłonni do zamartwiania się i podatni na uleganie lękom.
Nawet jeśli potrafisz dystansować się do własnych myśli, szkoda narażać siebie i otoczenie na takie trudności.

Niełatwo wysiada się z rozpędzonej karuzeli.

Kiedy przepracowujemy się przez dłuższy czas, stajemy się poniekąd przyzwyczajeni do przebywania w stanie nieustannego stresu. Ciężko wtedy zwolnić.
Warto poznawać siebie, żeby wiedzieć kiedy odpuścić we właściwym momencie.

Dla mnie to ten moment.
Jadę nad wodę.

„I tylko taką mnie ścieżką poprowadź,
gdzie śmieją się śmiechy w ciemności
i gdzie muzyka gra, muzyka gra”

Wielka Woda (słowa Anieszka Osiecka, oryginalne wykonanie Maryla Rodowicz)