Chwile, kiedy czujesz, że ŻYJESZ

0 Flares Facebook 0 Filament.io 0 Flares ×

Przypomniałam sobie, że znowu zapomniałam, że nie jestem stworzona do siedzenia w jednym miejscu kilka miesięcy pod rząd.

Uwiera mnie to w najgłębszych zakamarkach duszy. Dziś znowu uwiera.
W środę tłumaczyłam znajomej – „owszem, można wymedytować się z gniewu, ale to diabelnie trudne do zrobienia, dużo łatwiej jest w tych chwilach czymś rzucić, trzasnąć, coś kopnąć”. Wracając do podróżowania, dzień po dniu „wymedytowuję się” z palącego pragnienia, by po prostu wsiąść do samolotu i szukać przygody w nowym miejscu. Ujarzmianie tego pragnienia jest niemal tak trudne, jak medytacja gniewu.

Z pamiętnika…
23/10/2015

„Od brylantów więcej warte serce czyste i otwarte.” – takie wpisy do pamiętnika dostawało się w podstawówce. Może dopiero teraz zaczynam rozumieć co te słowa znaczą, a może pojmowałam ich sens jako dziecko i zatraciłam w dorastając?

Ale wróćmy do DZIŚ.
Znowu jestem na haju. Ten mój ekstatyczny stan ma nazwę: Wielce-Radosna-Bomba-Emocjonalna. Radość wypełnia mnie od serca po brzegi ciała i wylewa się poza nie bryzgając wielkimi „chlup” na lewo i prawo, beztrosko i nieprzewidywalnie. Czasem chlapnie uśmiechem na przechodzących ludzi, czasem gdzieś w przestrzeń, może na ziemię.
I czasem, tylko czasem, ktoś podchwyci jej falę i odpowie skrywanym uśmiechem. Moja wewnętrzna radość złapie zarejestrować ten nieśmiały uśmiech jeszcze w locie, zanim oko zdąży go zarejestrować i rozświetli moje i tak już roześmiane źrenice.

Te chwilę, kiedy ktoś odpowie uśmiechem na uśmiech, od kiedy pamiętam dają mi nowe siły. To taki zastrzyk energii , który sprawia, że wszystkie napotkane wcześniej gniewne twarze rozmywają się w zapomnieniu. To nieważne, TERAZ znów mam siłę i chęć by działać, dzielić się tym, co mam (nawet jeśli to po prostu szczery uśmiech), by korzystać z życia.

Ten stan radosnego „haju” zazwyczaj przychodzi, gdy już puszczą wszystkie blokady umysłu- strach, lęk, obawa, historie, które nigdy nie wydarzyły się i prawdopodobnie nie wydarzą lub zwyczajnie, gdy robię to, co przynosi mi radość.

Wczoraj przyjechałam na Dolny Śląsk. Zawsze robiło mi się od tego lepiej- i tym razem nie było wyjątku.
Już przed Wrocławiem zaczęłam dostrzegać błękit bezchmurnego nieba, a później było już tylko lepiej.
Chmury zniknęły całkowicie i po raz pierwszy od kiedy wylądowałam w Polsce zobaczyłam wspaniałą „polską złotą” w całym jej przepychu.

Tydzień temu wylądowałam na Warszawskim „Szopenie” po długim locie z Australii.
Nie o to chodzi, że nie lubię Warszawy, w końcu tu się wychowałam do około siedemnastego roku życia. Podoba mi się jako miasto- jest przestronna i wielobarwna i uwielbiam po niej spacerować, ale zazwyczaj nie czuję się tu żywa. Jest mi tu jakoś dziwnie obojętnie, natomiast na Dolnym Śląsku czuję jak życie zaczyna ponownie tętnić w moich żyłach. Czuję jak lawiny radości i miłości do wszystkiego, co żywe przetaczają się przez moje serce i całe ciało i wtedy wiem na pewno, że tylko to właśnie w tym życiu się liczy- czuć się ŻYWYM.

Wszystko inne jest tylko oczekiwaniem na życie i jasne, że czasem trzeba poczekać. Te wszystkie okresy, kiedy czuję się inaczej przypominają mi tabletki na zatwardzenie – przyspieszają akcję. Taki katalizator życia. Tak właśnie znalazłam się jakieś sześć lat temu w Australii…

Dziś jest mamy wrzesień 2020. Znów jestem w Warszawie, zresztą jestem tu od lutego przez tą całą „pandemię”.
Jednak dopiero wczoraj wreszcie poczułam się w pełni żywa i miałam całkowitą jasność co do tego, co mam zrobić.
Może to właśnie jest sensem życia – to uczucie bycia żywym? Dużo ma to wspólnego z radością z życia.

Może nie ma żadnego „białe” i „czarne”, czy „dobre” i „złe”, a prawdziwe jest to, co jest przejawem życia…

Print Friendly, PDF & Email

Leave a Reply