Dom
Ostatnie starcie przyniosło zmianę, na którą liczyła od tak dawna.
Ta konfrontacja pomogła im stanąć przed sobą dokładnie takimi, jacy są i mimo bólu zaakceptowali siebie nawzajem.
Dom przestał ją nawiedzać w koszmarach, a ona przestała się go bać. Teraz nawet lubi go czasem odwiedzać, szanują swoje granice.
Kręcioł
Ong znał ten jej stan aż nadto dobrze. Karolina była w swoim „kręciołku”- fukała, marudziła coś pod nosem, czasem głośniej i krzątała się z kąta w kąt narzekając na wszystko i trzaskając czym popadnie.
Widział to u ludzi nie raz i nie dwa. Są dni, kiedy zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, co dzieje się wokół i wewnątrz nich, dają się porwać jakiemuś tajemniczemu prądowi i stają się niedostępni. Zdają się nie panować nad tym, co mówią, gadają trzy po trzy, jak opętani i nic do nich nie dociera. Według jego obserwacji to stan, kiedy suma ich strachów sięga czerwonej kreski maleńkiego silnika- mózgu, motoru ich działań i wszystkie ich płyny zaczynają kipieć.
Broń Boże wdawać się w te ich „odloty”, ani się śmiać- to i to pogłębia ich odmienny stan. Trzeba zachować spokój.
Popatrzył lekko na Karolinę i rzucił szybkie „na razie, idę do sklepu” narzucając płaszcz.
Było około piętnastej. Wśród mokro zimnej szarugi wielu ostatnich dni pojawiło się słońce. Co prawda chyliło się ku zachodowi, ale zdążyło rozświetlić mrok ozdabiając niebo różowo-żółto-pomarańczowymi blaskami, które tak magicznie mieniły się na dawno nie oglądanym błękicie. Wyraźnie czuł jak moc słonecznego światła odmienia ludzi, kręciołek Karoliny też dobiegał końca.
Kiedy wrócił do domu dwie godziny później niebo spowiła noc, ale Ong wiedział, że światło pozostało w ludzkich żyłach.
Karolina otworzyła mu drzwi zanim dotknął klamki- czy chciałbyś na kolację sałatkę ze szpinaku? Mam genialny pomysł, przywitała go obejmując radośnie z uśmiechem.