Inny świat
Leon miał wrażenie, że kroczy przez ciemność pokrytą gęstym, miękkim, jasno zielonym mchem, który rozświetla te mroki, i chociaż nie mógł tego zobaczyć, wyraźnie czuł, że atmosfera wokół otula go delikatną poświatą, jakby ciepłym, a jednocześnie świeżym powietrzem.
Poruszał się korytarzami, które wydawały się nigdy nie kończyć. Zupełnie, jak w mitologicznym labiryncie- pomyślał.
Poczuł, że chciał się tu znaleźć od kiedy był małym dzieckiem. Labirynt stwarzał wiele możliwości, każda ścieżka prowadziła jakby do innej krainy, i choć czasem były to ślepe zaułki, cała ta wędrówka sprawiała mu frajdę.
Właśnie wszedł do podwodnej jaskini, nabrał powietrza i popłynął miedzy stalaktytami i stalagmitami, które czasem łączyły się w kolumny stalagnatów. To był niezwykle wielobarwny i urzekający krajobraz, Leon zapomniał o całym świecie na zewnątrz i płynął z radością podziwiając towarzyszące mu ryby, kraby, które przyglądały się mu ze swoich skalnych kryjówek i wielkie, nieco kosmate ośmiornice mieniące się kolorami tęczy, które pojawiały się niespodziewanie nie wiadomo skąd, po czym równie szybko znikały pośród skał, jakby ich rozmiar nie miał znaczenia.
Nagle wśród korytarzy coś się zmieniło, pociemniało, kolory zniknęły i poczuł się nieswojo. Wody opadły i miał wrażenie, że stąpa po czymś wilgotnym i nieprzyjemnym. Szybko jednak otrząsnął się z tego dziwnego poczucia. Usłyszał szum oceanu i ogarnął go spokój.
Teraz dopiero to zobaczył- był wewnątrz wodospadu. Przez przelewające się przed nim strumienie dostawało się światło. Widok był z niczym nieporównywalny. Przez chwilę stał z zapartym tchem podziwiając go.
Czy ten szum to jedynie wodospad, czy faktycznie za nim są otwarte wody, zastanowił się. Oczywiście postanowił to sprawdzić, więc ruszył śmiało naprzód wprost na kaskady, żeby przedrzeć się do tego, co skrywało się przed nim za ich kotarą.
Mokry stał teraz na skale z wodospadem grzmiącym i szumiącym muzykę spokoju, ufnie popatrzył przed siebie, czuł się gotowy na nową przygodę.
Spotkanie
Ong opuścił żagiel. Teraz stał w łódce naprzeciwko wodospadu przyglądając się przemoczonemu chłopakowi, który balansował na skale przed lustrem grzmiącej wody. Ten z kolei wpatrywał się w niego.
– Kim jesteś, co tu robisz? – zapytał Ong.
– Sam już nie jestem pewien, a ty? – wymamrotał niepewnie Leon, nieco zbity z tropu tym niespodziewanym spotkaniem.
– Na imię mi Ong. Też nie jestem pewien, jak się tu znalazłem.
Przyglądali się sobie przez chwilę, w końcu obaj jednocześnie uznali, że wystarczy już tych analiz, sytuacja jest i tak wystarczająco dziwna.
– Nie wyglądasz jakbyś kiedyś już był w tych stronach – Ong przemówił pierwszy. –
popłyń ze mną. Być może razem dowiemy się co tu robimy.
W odpowiedzi Leon spojrzał ze spokojem (o który nigdy wcześniej się nie podejrzewał) w intensywne oczy Ong, po czym zeskoczył ze skały i już za chwilę, przepłynąwszy krótki dystans od wodospadu, znalazł się na pokładzie łódki.
Ong postawił żagle i obaj pomknęli w milczeniu ku kolejnej przygodzie. Długo nie trzeba było czekać. Gdy tylko oddali się od wodospadu, tuż przy burcie wytrysnęła fontanna. Wzrok obu skupił się na znalezieniu jej źródła.
Ogromny wieloryb o cielsku świecącym tatuażami jakby utkane były z gwiazd wypuścił koleją fontannę wynurzając się obok nich.
Leon wciąż nie mógł uwierzyć w to, co widzi, w to gdzie jest, nie pojmował niczego, wpatrywał się w wieloryba. Ong stał mocno na silnych nogach niezbyt wzruszony sytuacją.
Zwierzak machnął ogonem, woda zafalowała i łódka zatrzęsła się, obaj stracili równowagę.
Znalazłszy się blisko siebie, w tej samej chwili wszyscy trzej poczuli jak Moc przenika ich ciała.
Leona i Ong przeszyły dreszcze, tatuaże wieloryba rozbłysnęły mocniej niż tysiące gwiazd.
Tkwili tak pośrodku Wszechoceanu, pogrążeni w zachwycie nad życiem.
Leon nie mógł już dłużej opierać się potężnej sile życia, która teraz płynęła przez całe jego ciało, każdą komórkę, wskoczył do wody i zbliżył do wieloryba.
Ich ciała zafalowały w zgodnym rytmie Wszechoceanu, Leon nabrał powietrza i popłynął w głębię u boku wieloryba z każdym metrem wyzbywając się nowej warstwy strachu nowym, nieznanym, strachu przed życiem i samym sobą.
Ong patrzył na oddalające się w toni świetliste blaski wielorybich tatuaży i czuł się niezwykle spokojny. Do tej pory nie był pewien, czemu spotkali się z Leonem przy wodospadzie.
Teraz już wiedział- takie było ich przeznaczenie.