Włączam komputer. Totalna izolacja na wyspie pełnej ludzi.
8 Listopad 2017
Wstałam po 4 rano, wreszcie wyspana, z lekkim ćmieniem z tyłu głowy, niewątpliwie dzięki uprzejmości pewnego wytrawnego szczepu winogron z południa Francji. I ja i moja współlokatorka, obie miałyśmy już dość wszystkiego i zrobiłyśmy sobie dzień dziecka…
Poza tym lekkim ćmieniem poranek całkiem przyjemny, nawet wesoły. Żarty i śmiechy ze współlokatorką, pyszna kawa, nieco treningu i spacer nad brzegiem Pacyfiku.
Na zachmurzonym niebie, które zlewa się z linią oceanu mrocznymi i jednocześnie magicznie świetlistymi odcieniami błękitu, odbywał się zaczarowany spektakl światła, od którego trudno oderwać wzrok.
Spacery tutejszą oceaniczną złotą plażą to piękna i magiczna baśń…
Mój spacer też nie byle jaki – połączony z jogą, medytacją, ćwiczeniami oddechowymi i zakończony ożywczą kąpielą we wzburzonych wodach Pacyfiku. Naprawdę wspaniały poranek uwieńczony mega zdrowym i w dodatku pysznym śniadaniem z mojej własnej kuchni.
To co poszło później nie tak?
Co sprawia, że po takim poranku zaczynam czuć się słabo, bardzo, bardzo słabo…?
Smutna, wyizolowana, gubiąca sens podejmowania jakiejkolwiek akcji, niemo zwieszam głowę.
Granica depresji i utraty sensu życia na ziemi. Taki wrednie podstępny stan, który wkrada się wraz z izolacją i brakiem lub ogromnym ograniczeniem bliskich więzi z innymi ludźmi.
Włączyłam komputer- totalna izolacja na wyspie pełnej ludzi.
To poszło nie tak.
Tak, ja to już wiem nie od dziś.
Włączam komputer, a moje ciało zaczyna drżeć na myśl o tym, że znowu usiądę przed jego ekranem i będę musiała robić przed nim rzeczy, które kiedyś można było załatwić rozmawiając z drugim człowiekiem.
Robi mi się niedobrze, mało tego, raz nawet faktycznie zwymiotowałam, ledwo zdążyłam dobiec do muszli klozetu…
Są tylko dwie rzeczy, które lubię robić przed komputerem.
Jedną z nich jest tworzenie (pisanie lub grafika), drugą uczenie się o systemie mięśniowo-powięziowym, układzie ruchu, fizjologii i innych szalenie fascynujących (dla mnie) funkcjach ciała ludzkiego.
Reszta rzeczy, które robię przed monitorem komputera sprawią, że dosłownie wywracają mi się wnętrzności i jedyne o czym myślę to ucieczka.
Resztkami sił zawlokłam moje opadające z sił ciało do biblioteki, żeby chociaż być wśród ludzi, skoro jednak muszę usiąść przed komputerem.
Dlaczego muszę?
Ponieważ chcę zmienić pracę, może nawet miasto i od dwóch dni próbuje znaleźć pracę, którą chcę wykonywać. Znalazłam kilka ofert i zaczęłam dzwonić.
Udało mi się porozmawiać tylko z dwiema (!!) osobami, reszta odesłała mnie do aplikacji online, wykazawszy się niechęcią do rozmowy…
Otworzyłam okno przeglądarki internetowej z ofertą pracy w Melbourne, a następnie plik z listem przewodnim, który zaczęłam pisać wczoraj. Zalała mnie fala niepokoju i zrobiło mi się niedobrze.
Więc zamknęłam przeglądarkę, przestałam pisać list przewodni i zaczęłam pisać ten artykuł, który zresztą od dawna w głowie i sercu noszę.
Dzięki badaniom socjologicznym i psychologicznym dotyczącym trendów towarzyszących tak zwanemu postępowi wiemy, że
wypieranie tradycyjnego kontaktu człowieka z człowiekiem przez platformy internetowe i inne zautomatyzowane systemy przynosi katastrofalne skutki.
Człowiek potrzebuje drugiego człowieka. Kropka.
Człowiek potrzebuje bliskich relacji z innymi ludźmi.
Człowiek nie jest stworzony do życia w izolacji, ale do tego, żeby żyć wśród ludzi.
Mniej bliskich i znaczących relacji z innymi ludźmi gwarantuje między innymi stany lęku, niepokoju, postępujące obniżanie samooceny, utrata sensu życia i stany depresyjne.
Każdy, powtarzam, każdy człowiek, bez wyjątku, ma coś ważnego do powiedzenia innym ludziom.
Naszym ludzkim obowiązkiem jest dzielić się naszym zdaniem, naszymi przeżyciami, doświadczeniami i przemyśleniami.
Jesteśmy nauczycielami i mentorami dla jednych, od innych sami pobieramy lekcje.
W ten sposób uczymy się o sobie samych, o innych, o świecie i życiu.
To właśnie dzięki takiej wymianie każdy z nas rozwija się i taka jest też droga do rozwoju ludzkości.
Ciągle jesteśmy bombardowani wezwaniami do komentowania i wymiany zdań na różnych portalach.
A ja mówię, że nie da się nawiązać prawdziwie bliskich relacji na portalu społecznościowym. Dlaczego?
Dlatego, że jakość komunikacji międzyludzkiej, w oderwaniu od realnego kontaktu, tonie w bagnistych potokach masowej informacji produkowanej na łączach internetowych w obłędnym tempie i bez weryfikacji.
To jest niezwykle N I S K A jakość komunikacji! Śmierdząco niska jakość komunikacji.
To nie są byle jakie informacje, tylko bicie na alarm moi drodzy.
Weźmy pod lupę inny przykład.
Nie wszystko złoto, co się świeci i nie wszystko, co z początku śmierdzi to odchody…
Od kilku lat marzyłam o studiach w zakresie biomechaniki ludzkiego ciała, sportu, ćwiczeń, fizjologii, rehabilitacji i terapii w prawdziwie naukowym środowisku. Dla mnie są to rzeczy niesłychanie fascynujące i nigdy nie czuję się bardziej żywa niż podczas moich różnych kursów w tym zakresie, studiując, badając i testując nowe techniki z innymi pasjonatami tematu.
W trakcie ostatniej podróży doszłam do wniosku, że nie tylko chcę mieć własną praktykę. Jestem urodzonym naukowcem, więc chcę też nim zostać formalnie poszerzając moją wiedzę.
Przeprowadziłam wywiad i wybrałam uniwersytet w słonecznym stanie Queensland w Australii. Złożyłam swoją aplikację i zostałam przyjęta. Radość!!
A potem przyszły czarne dni… Im bardziej odkrywałam istotę studiów, na które zapisałam się, tym bardziej było mi przykro.
Okazało się, że muszę zalogować się do portalu, na którym sama sobie zarządzam moim programem studiów i całą administracją z nim związaną. Następnie okazało się, że muszę też założyć specjalne konto i ciągle sprawdzać nową pocztą email, bo może i tam uniwerek coś mi ważnego wyśle…
Później okazało się, że jest coś, co się nazywa „tablicą”, i to też muszę ciągle sprawdzać (kolejne konto online), bo tam są wszystkie informacje dotyczące moich studiów. Jakby był ich mało na oryginalnym portalu i w mailach…
„Tablica” wygląda dla mnie fatalnie, mydło i powidło, sieczka kolorowych linków i nie wiem czego jeszcze, bardzo ciężko wyłowić, które informacje są istotne.
Ostatnią kroplą, dzięki której czara goryczy przelała się było odkrycie, że wszystkie wykłady dostarczane są online, a niektóre przedmioty w całości online, nawet nie ma do nich laboratoriów.
Nie mogłam znaleźć się dalej od środowiska naukowego!
Po wypełnieniu testu online, który miał mi pozwolić na udział w laboratoriach z ukochanej anatomii i fizjologii rozryczałam się.
Siedząc nad pięknym oceanem w słoneczny dzień australijskiej wiosny z laptopem na kolanach wyłam, jak samotny wilk i nie mogłam przestać dopóki nie wylałam większości łez z mojej czary goryczy.
Fizycznie i psychicznie czułam się fatalnie. Smutek i rozczarowanie. Zniechęcenie, a następnie bunt.
Jako ludzkość zboczyliśmy z kursu, czy celowo, chcemy doprowadzić się do zagłady w trybie online?
Nie mam odpowiedzi i nadal mam nadzieję, że otrząśniemy się z szeroko pojętego siecioholizmu i całej masy szkodliwych zachowań, które mu towarzyszą, zanim będzie za późno, żeby sobie nawzajem ufać.
Zanim będzie za późno by ufać sobie samemu i nawiązywać kontakty z innymi ludźmi, które mają dla nas i dla nich znaczenie.
Zanim zapomnimy doszczętnie, jak otworzyć się przed drugim człowiekiem, jak kochać, jak dać siebie kochać.
Zanim zapomnimy czym jest radość życia i zanim pogrążymy się w chaosie i upadku.
Zróbmy porządek z bałaganem i chaosem online.
Mówimy o robieniu porządków w codziennych zajęciach, porządków w naszej przestrzeni życiowej, porządkowaniu relacji i jak ważne jest to dla naszej jakość życia.
Otrząśnijmy się z internetowo-komputerowego szlamu, wyjdźmy i rozmawiajmy ze sobą.
Czy umiesz patrzeć drugiemu człowiekowi w oczy rozmawiając z nim i słuchasz faktycznie co on mówi? Bez własnych uprzedzeń i projekcji.
Nic nie zakładaj z góry, słuchaj, postaraj się zrozumieć.
Wiem, że łatwiej jest wylać z siebie komentarz pod jakimś zdjęciem, czy obrazkiem w internecie niż słuchać i starać się zrozumieć co i dlaczego akurat to i w taki sposób mówi drugi człowiek.
Ale warto to zrobić, to naprawdę nie boli. Może pierwszy, czy drugi raz jest to wyzwanie, ale opłaca się.
To może Tobie pomóc.
Może w słowach drugiego człowieka znajdziesz rozwiązanie problemu, z którym od dawna borykasz się?
Może przestaniesz bać się, że wydasz się innym śmiesznym, bo uśmiechasz się o nich na ulicy? Życie w strachu nie jest specjalnie radosne, prawda?
Każdy z nas ma coś ważnego do przekazania innemu człowiekowi, ale musimy nauczyć się słuchać, żeby to usłyszeć.
Musimy ponownie nauczyć się komunikować ze sobą, być ze sobą.
Czy nie od tego zależy jakość naszego życia?
Dla mnie życie w internetowej izolacji zautomatyzowanego świata nie ma sensu. Niby wśród ludzi, a tak naprawdę daleko od drugiego człowieka.
Nie godzę się na to.
A Ty?