Statkiem trzepało równo, na lewo, prawo, w górę i w dół, wiatr dął bez litości, zdawało się że z każdego kierunku świata.
Z nieodgadnionego dla Karoliny powodu cała załoga nosiła kaski strażackie, ona również, czuła jednak, że się w nim dusi, poła ognioodpornego materiału zakrywała też twarz.
W końcu nie wytrzymała, ściągnęła kask i z impetem rzuciła go w kąt dając upust emocjom. Przy okazji wyrżnęła biodrem o bar, jako, że statkiem znowu szarpnęło.
Kolejny ostrzejszy podmuch wichru obrzucił okolice kuchni i baru makaronem oraz sosem o podejrzanym kolorze zeschłych liści.
Karolinie też się oberwało. Z niesmakiem zbierała się na nogi, jednocześnie starając się strząsnąć z siebie kuchenny podarunek. Podnosząc głowę spojrzała przez okno. Ocean wraz z wichrem wciąż szaleli wśród ciemnej nocy, teraz jednak niebo pojaśniało. Mimo gęstych chmur, widniało coraz bardziej.
To niemożliwe, żeby wstawał dzień, przecież dopiero co zaszło słońce, pomyślała dziewczyna.
Nie mogła oderwać oczu od spektaklu, który właśnie rozgrywał się przed nią na niebie.
Kolejna tęcza przypominała smoka. Wielkie i wielobarwne (dokładnie w kolorze tęczy) smoczysko, którego cielsko brało swój początek w jasnym gromie przecinającym niecodzienne dzienno-nocne niebo, tańczyło po niebie z gracją sarny, a jednocześnie siłą polującej pumy.
Smocza tęcza stawała się coraz bardziej wyrazista. Wpatrując się w nią, Karolina poczuła, że nie ma już siły, a przede wszystkim chęci, żeby dalej walczyć. Postanowiła opuścić statek.
Natychmiast. Tak, jak stała, wyruszyła w kierunku najbliższej burty i postawiła krok poza nią…
Ożywcze zimno wstrząsnęło jej ciałem. Ależ miałam szczęście, że trafiłam pomiędzy te wielgachne bloki dryfującej kry- oprzytomniała.
Nie potrafiła odgadnąć, czemu statku już nie widać, być może znosił ją silny prąd.
Poczuła natomiast, że woda i wiar ociepliły się znacząco.
Płynęła dalej zastanawiając się co w obecnych warunkach robią połacie świeżego śniegu na lądzie (który właśnie jej się ukazał) oraz bloki kry dryfujące obok.
Z zamyślenia wyrwał ją śpiew przypominający raczej szeptaną poezję, kiedyś była na takim wieczorku śpiewanej poezji, a może poetyckiej piosenki…?
Wspomnienia były nieco odległe i zamglone. Z zamyślenia wyrwał ją chłodny dotyk.
Coś aksamitnego dotykało jej brzucha. Być może w nieco mniej niezwyczajnych okolicznościach nie byłoby to nieprzyjemne, ale teraz ją zaskoczyło i poczuła, jak jej żyły przeszywają solidne dawki adrenaliny.
Już była gotowa do walki, gdy ją ujrzała.
Nadal w pełnej gotowości, teraz jednak przyglądała się istocie z zachłanną ciekawością, a także z podziwem.
Uroda tej drugiej zapierała dech w piersiach.
Karolina, które oglądała już nie jednego smoka, na kilku nawet latała, nigdy wcześniej nie widziała jednak syreny. W tym widoku było coś hipnotyzującego, coś magicznego, dziewczyna nie mogła oderwać wzroku.
Syrena przemówiła nie otwierając ust. To Karolinie nie spodobało się zupełnie.
Majaczę, pomyślała, nie jest dobrze.
Zacisnęła pięści. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że już nie musi przebierać nogami, żeby nie zacząć tonąć, po prostu lekko unosiła się w wodzie.
Syrena wpatrywała się w nią nieprzeniknionym wzrokiem.
– Chodź ze mną, spodoba ci się to, co chcę tobie pokazać- wyśpiewała nadal nie otwierając ust.
Ciekawość i apetyt na przygody pokonały lęki, Karolina skinęła głową.
– Mam na imię Miriam- przedstawiła się syrena- po czym z niezwykła siłą machnęła ogonem o błyszczących seledynowo złotych łuskach.
Woda wokół zawirowała i Karolinę wessał wir bąbli powietrza jemu towarzyszący.
Dziewczyna czuła się podekscytowana, ani cienia strachu mimo, że znajdowała się teraz dobre setki metrów pod wodą.
Wylądowały gładko u stóp podwodnych skał, które przywodziły na myśl pasma łańcuchów splecione z gór młodych i strzelistych oraz starych o wypłaszczonych już szczytach.
Karolina, która w swoim poprzednim życiu (jako to czasem je nazywała) często chodziła na górskie wspinaczki i wyprawy, nigdy wcześniej nie widziała takiej kombinacji.
Miriam zaśpiewała dźwięcznie i skały rozstąpiły się tworząc coś na kształt podwodnego wąwozu. Podążyła pierwsza, obejrzawszy się, zaprosiła wzrokiem Karolinę, ta nie miała żadnych wątpliwości. Ochoczo poszła za syreną.
Nie potrafiła stwierdzić jak długo płynęły, zanim dotarły do końca wąwozu.
Czas miał tu zupełnie nowe znaczenie.
W skale, przed którą stanęły się zatrzymały ukryte były drzwi. Niby niewielkie, ale masywne. Miriam pchnęła je z lekkością, te ustąpiły puszczając bąble powietrza (a może innej mieszanki gazów- Karolina nie miała pojęcia co to, ale bąble wyglądały pięknie). Dziewczyny weszły w głąb skał.
Miriam szła teraz pewnie na dwóch nogach (Karolina nie miała pojęcia, kiedy ta błyskawiczna przemiana nastąpiła), na jej plecach nadal połyskiwały zielonkawo złote łuski.
– Dokąd my idziemy? Zaczyna mnie nużyć ta przygoda bez celu.
– Spokojnie, jesteśmy już nie daleko.
Syrena gwałtownie się zatrzymała i przyklękła na jedno kolano, dopiero teraz Karolina dostrzegła niezwykły miecz przewiązany u jej pasa.
Dała Karolinie znak, by uczyniła to samo. Ta jednak stała wyprostowana czujnie badając sytuację.
Głos dotarł chwilę później niż nastąpił wstrząs. Karolina, starając się dźwignąć z obu kolan przy kolejnych wstrząsach, z podziwem patrzyła, jak góra przemawia.
Kompletnie nic nie rozumiała. Stała właśnie u stóp gadającej podwodnej góry, zanurzona setki, a może i setki kilometrów pod wodą w towarzystwie teraz dwunogiej, ale jednak syreny, która mówi nie otwierając ust.
– Albo się obudzę, albo wreszcie dowiem, co tu robię, pomyślała.
Karolina powoli zaczynała rozumieć słowa wydobywające się z góry.
Wejdźcie do środka, kroczcie wąwozem dopóki nie zamieni się w pętle wodorostów.
Śmiało płyńcie pośród tego gąszczu, ustąpią wam drogi i wskażą kierunek. Znajdziecie dawno zatopiony okręt, który skrywa magię sprzed tysięcy lat.
Wejdziecie na jego pokład. Tam będzie czekał wasz przewodnik, on wskaże dalszą drogę.
Syrena nagle wyszczerzyła kły, już nie była Miriam.
Karolina poczuła jak setki, może tysiące metrów nad nimi coś zmienia się na Ziemi. Następowało jakieś przesilenie.
Ona zaś znalazła się w śmiertelnym potrzasku.
Wąwóz miał być ich polem walki- która pierwsza przedrze się przez jego zakamarki, zdobędzie nagrodę.
Co nią jest?
Karolina nie wiedziała, co jest nagrodą, być może było to po prostu przeżycie tej podwodnej przygody. Wiedziała jednak, że nie ma odwrotu- góra nie wypuściłaby jej żywej przez wrota, którymi wkroczyła do tego podwodnego królestwa.
…
Była tylko jedna droga ucieczki z tego podwodnego więzienia.
Można było zaryzykować wystrzelenie na zewnątrz wchodząc w odpowiednim momencie do jednego z jego gejzerów.
Dziewczyna obejrzała się za siebie, wciąż krwawiący i krwiożerczy uśmiech byłej syreny nie pozostawiał wielkiego wyboru. Karolina była ranna i u kresu sił po stoczeniu nierównej walki z tym monstrum, które tak ją oczarowało jako Miriam na początku wyprawy.
Wciąż oglądając się i przez ramię obserwując potwora, dziewczyna stanęła u stóp gejzeru. Zawahała się…po czym wskoczyła do środka.
Wszystko zawirowało i wydawało się jej, że straciła przytomność.
Wtedy właśnie gejzer z wielkim impetem wypluł ja wprost w kierunku pyska gigantycznych rozmiarów płaszczko-rekina, o niezwykle promiennym kolorze skóry (jak na czarno-granatowe umaszczenie).
Karolina pędząc bezwładnie niczym pocisk w kierunku rzędów ostrych zębisk, nie potrafiła oprzeć się urokowi stworzenia. Niemal zahipnotyzowana patrzyła na nie z podziwem. Miała wrażenie, że jego skóra przypominałaby w dotyku aksamit, a jej barwa przywodziła na myśl rozgwieżdżone niebo.
W jednej chwili woda spowiła ciszą cały nieludzki zgiełk towarzyszący wszystkim tym podwodnym zdarzeniom. Zrobiło się cicho i przyjemnie, wewnętrzny niepokój ustąpił miejsca długo oczekiwanej radości.
Woda- życie, moja tarcza i broń przeciw naszym ludzkim grzechom… Karolina zaczynała tracić przytomność, gdy jej pędzące ciało szarpały ostre zębiska płaszczko-rekina.
Zanim zupełnie ją straciła, zdążyła zrozumieć, że jest już w jego wnętrzu.
…
Angel popatrzył na poranioną, ledwo przytomną dziewczynę z sympatia i troską.
– Nie wiem ile razy będę jeszcze ratował ciebie z tarapatów, ale nic mnie to nie obchodzi. Jestem Twoim opiekunem, a ty potrzebujesz pomocy, teraz, tutaj, pod wodą i to we wnętrzu tego monstrualnych rozmiarów stworzenia, gdyby jeszcze tylko zionął ogniem, mógłby uchodzić za niespotykanych dotąd rozmiarów smoczysko.
Karolina w ostatnich przebłyskach świadomości zdążyła zobaczyć jego kojący uśmiech.
Jej serce się uspokoiło. W tej samej chwili wszystko wokół zniknęło. Ona sama też.