Ostatni rok mojego życia, może i nieco dłużej, był czasem ogromnych przemian.
Zrzucałam i przyjmowałam kolejne warstwy osobowości, poznania siebie i świata.
To był rok zmian w relacjach i przegrupowywania własnych przekonań oraz sił.
Piję kawę patrząc na trawę kołysaną wiatrem pod chmurnym niebem.
Wiatr hula, a trawa pozwala mu być jakim jest, tańczy z nim, ale nadal trwa przy ziemi, na swojej pozycji.
Jest wcześnie jak na Polskę. Stoję spokojna i nie mogę uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno, w tej samej sytuacji trzęsłabym się ze strachu, nie mogąc w pełni oddychać i stąpając na paluszkach, żeby nikogo nie obudzić. Każdy ruch precyzyjny, wolny, skupienie i spięcie w ciele ogromne. Zaciśnięte usta i wielka zmarszczka na czole odzwierciedlająca moją postawę wobec innych oraz towarzyszące myśli:
„O jeśli ich obudziłam? Będą nerwy i niezadowolenie”
„O nie, już 6, pewnie zaraz wstaną i znowu dowiem się, że mam kolejny problem i coś ze mną nie tak”.
Boję się i zapadam w sobie.
Uciekam na basen, do lasu, siłownię, plażę- tam mogę wreszcie oddychać.
I tak to leciało całymi latami. Huśtawka:
Ja, później strach przed powrotem do domu, powrót do domu, tam nie-ja kładąca uszy po sobie i dająca sobą manipulować.
Aż nie wierzę, że tak długo to trwało!
Tyle zmarnowanej energii życiowej na dumanie i życie czyimiś mrzonkami na temat jak moje życie powinno wyglądać.
Owszem, stawiałam się, jednak wewnątrz toczyłam walkę z fałszywą sobą i ego, które ciągle umacniało mnie w niskim poczuciu własnej wartości.
Ostatni rok pomógł mi wykonać tą ciężką pracę zmiany przekonań i własnej postawy życiowej – jestem silna, stanowię o sobie, jestem własnym autorytetem. To co mówi do mnie moja rodzina, co o mnie myślą już mnie nie dotyczy.
Nie, nie mam żadnego problemu, to część mojej natury, taka jestem.
Przestałam modelować się do jakiejś obcej mi postaci, by wreszcie sprostać cudzym wymaganiami i receptom na życie. One zresztą rodziły się w „worku bez dna” – takim, jak w bajkach o Św. Mikołaju. On trzyma prezenty dla dzieci na całym świecie w jednym worku i zawsze może wyciągnąć z niego kolejne, nie ma co się martwić, że zabraknie.
Cudzych recept i słusznych przepisów na życie prawdopodobnie nigdy nie zabraknie.
Wychodzenie z toksycznych związków, czy też zmiany relacji panujących w rodzinie, czy pracy, gdziekolwiek, wymaga wysiłku. To wkraczanie na nowe terytoria.
Jak to mówi przyjaciółka Marta- wygodnie jak w starych kapciach, brudne są i wyświechtane, wykrzywione i popękane, ale znajome.
No właśnie, NOWE znajome z definicji nie jest.
Nowe terytorium życia budzi obawy i rzesze myśli, które powiedzą, by tam nie iść. Nie trzeba tego słuchać.
Od kiedy nie martwi mnie jaki to „problem” okaże się, że mam dziś, mam dużo więcej energii i widzę więcej warstw życia.
Jest łatwiej, jest ciekawiej, nawet bezpieczniej.
Nie jestem sama- mocnych zmian, nawet transformacji doświadcza w tym roku wielu ludzi (i niekoniecznie jest to tylko rok 2020- dla każdego czas przemian zaczął się w innym momencie).
Wiem, bo spotykam ich, odbieram telefony, rozmawiamy.
Zrzucaj skórę, która Ci ciąży i uwiera.
Nikt nie mówi, że będzie łatwo i pięknie, ale nie ma się czego bać.
Czuję, że jest to sprzyjający czas.
Odnajdujesz w mojej historii jakieś podobieństwa do swojej własnej?
Daj mi znać! Podziel się swoimi uwagi.
W życiu nic nie jest jednoznacznie białe lub czarne, każdy z nas ma prawo do postrzegania rzeczywistości na swój sposób.