Nastroje moje zmieniły się znacząco od ostatniej wizyty w publicznej pralni własnych brudów – czytaj poprzedniej wulgarno-sfrustrowanej publikacji na australiannie, kiedy to dałam upust chwilowemu rozczarowaniu z powodów różnych, których większość „urosłam” sobie w głowie zupełnie samodzielnie.
Powrót do mojej radosnej normy (który nastąpił dość prędko po owym wypraniu brudów) powitałam z właściwym dla okazji szerokim uśmiechem i ulgą.
Jasne, mnóstwo jest na tym świecie rzeczy, których nie rozumiem, włączając w to rozmaite ludzkie zachowania- także zachowania australijskie rodem z Gold Coast, więc czasem buntuję się.
Bez potrzeby, bo rzeczywistość jest jaka jest i takie wewnętrzne rebelie robią mi źle. Czasem jednak trudno zachować dystans i zamiast śmiać się w duchu, wkurzam się.
Opowiem Wam, o tych „rozmaitych zachowaniach”, które czasem sprawiają, że czuję się sponiewierana psychicznie i proszę o komentarze, bo ciekawa jestem opinii innych.
Jest 30 grudnia, jestem w pracy, godzina do końca, nie ma klientów, więc piszę, żeby lepiej wykorzystać czas. Przychodzi babka, która zamawia kebab za piątaka ($5) i rozmawiamy.
Opowiada mi, że właśnie kupiła dwupiętrowy dom nad wodą i jest w nim wszystko, łącznie z klimą, bo jest super nowy i przepiękny, ale klimy nie włączy, bo jej nie stać na to. I to jest typowe na Gold Coast.
Kolejny przykład- cytuję:
– On: ”kupiłem świetną furę, chcesz zobaczyć? co?”
(…)
– ja: „ekstra sos na kebabie kosztuje 50 centów, chcesz?”
– on: „Nie stać mnie na to!!”.
Koniec cytatu. I tak tu jest.
Był kiedyś taki gość, zdaję się, że Zulu-Gula, który miał program
w telewizji, jak byłam dzieckiem i mówił w nim”Polska to jest bardzo dziwny kraj (…).
I tak jest tutaj – samo Gold Coast to jest bardzo dziwny kraj. Niezależnie od tego, ile mają szmalu, twierdzą, że są spłukani i nie stać ich na X (wstawcie sobie cokolwiek zamiast X), po czym rezolutnym zalanym krokiem (tudzież krokiem naćpanym i zalanym) udają się „na miasto”, gdzie w barach i klubach wydają po $400 za noc. Wspominałam, że płacę $150 tygodniowo za wynajęcie pokoju i jest to przeciętna cena?
To jedna z wielu wielu obserwacji. Podzielę się pozostałymi innym razem, a tymczasem spadam, bo pracowałam ostro przez ostatnich pięć dni i nocy i padam na twarz, a jest dopiero godzina 23 i mam silne postanowienie dotrwać do północy, do fajerwerków na plaży – jest już 31 grudnia 2014. Pierwszy Sylwester, który pamiętam od dziecka, kiedy to nie mam planów i z nikim go nie spędzam.
I jakoś fajnie mi z tym. Czuję się wolna i spokojna.
Ale o tym też innym razem. W zapowiedzi – perspektywa będzie troszkę o smaku innych religii i kultur.
I na zakończenie podeślę-odeślę Was jeszcze w jedno miejsce, gdzie troszku popisałam:
Lato na Gold Coast, czyli Ania w piekarniku
Ja tak sobie piszę trochę tu, trochę tam, coraz silniejsze mam poczucie, że ta moja australijska wycieczka w głąb siebie będzie zasługiwała na opisanie w książce jednej przynajmniej…