Sekunda odczuta w nanopikselach – przebodźcowani
Dla wrażliwca inaczej płynie czas.
„Dzielisz włos na cztery”. Nie, ja nie dzielę go na cztery, ja go widzę w sześćdziesięciu czterech odcieniach i dwustu pięćdziesięciu sześciu częściach. Nie pytaj pod iloma kątami.
Człowiek ponadprzeciętnie wrażliwy nieczęsto ma łatwe zadanie obracając się wśród „rzeczywistości dnia codziennego”.
On zazwyczaj odczuwa i widzi dużo więcej niż pozostali.
W każdej minucie dnia hałas jest zbyt duży, emocji zbyt wiele- cudzych i własnych, zbyt wiele światła i ludzkiego zgiełku, o falach myśli nie wspominając.
Więcej znaczy tutaj mniej- mniej życia i niższa jego jakość.
Naucz się odejmować
Mam taką technikę, którą nazywam „Odejmowaniem„.
Zasada jest prosta – najważniejsze rzeczy najpierw.
Jedna po drugiej.
Trzeba nauczyć się szybko ustawiać priorytety.
W chwili, gdy czuję, że sprawy mnożą się zbyt gęsto i mogą zacząć mnie przerastać, odejmuję z głowy wszystko, poza tym co jest w danym momencie priorytetem.
Reszta musi poczekać.
Odejmuję, czynności, myśli, założenia, przekonania, oddycham i powtarzam sobie „minus minus minus”.
Mniej znaczy więcej.
Bezmiar bezsensu w życiu wrażliwca
W życiu takiego człowieka, moim życiu, wiele jest dni, kiedy ogrom braku sensu konstrukcji naszego ludzkiego imperium paradygmatów przytłacza.
Dodaj do tego scenariusze „dramatów” dnia codziennego plecione przez umysł i katastrofa gotowa.
Moja obecność była nieuważna lub uważność nieobecna, ale kogo by te niuanse obchodziły w obliczu kłótni, która była rezultatem.
Jej efekty nadal odczuwam trzy godziny po zdarzeniu. Całkiem fizyczne mdłości dopiero zaczęły odpuszczać i powoli łatwiej mi oddychać.
Idę ulicami stolicy. Chciałabym wypisać się z tej pseudo-wirusowej paranoi, ludzkiego fałszu i zgiełku oraz domowej awantury- bolą mnie w trzewiach bezmiarem swojego bezsensu.
Własne słowa mnie nudzą, ale nie mogę ich nie pisać- niestrawność wyrazów uwięzionych wewnątrz boli bardziej.
Nie chciałabym tego wszystkiego czuć, ale czuję.
Wolałabym dziś korzystać z tej ładniejszej strony życia, ale jest to, co jest. Muszę to zaakceptować i poczekać aż emocje opadną, dać im być.
W międzyczasie daję być sobie, oddycham, nie myślę, robię coś, co sprawia mi przyjemność, przeczekam. Być może wraz ze spokojem przyjdą wnioski.
Ach te emocje- po prostu daj im być
Nie walczyłam z tym, co czułam, mimo, że było nieprzyjemne. Skupiłam się na pracy – tym razem było to pisanie.
Jedyne cztery godziny po awanturze, jej dym i kurz dla mnie opadły.
Wróciły spokój i radość życia.
Zwariować można czasem od tej cierpliwości, a jednak jakoś nie wariuję.
Jakie emocje odczuwałam, kiedy było mi niedobrze?
Poczucie winy chciało znowu grać pierwsze skrzypce przesłaniając mi świat gęstą lepką szybą zafiksowania się na sobie.
Czemu i czego miałabym być winna? Że żyję? Chyba raczej wdzięczna.
Szczypta strachu też nie zaszkodzi, szyba paruje- jeszcze mniej widać, więc smak wyrazistszy.
Pełna emocji nie umiem jeść- do środka niewiele poza oddechem może się zmieścić.
Już samo przygotowanie posiłku to wydarzenie- te kolory, zapachy, możliwości, a w środku i tak już się kłębi.
Często potrzebuję czasu, żeby strawić samo gotowanie, zanim zjem, a rzadko próbuję jedzenia podczas przygotowywania.
Dni, kiedy prowadzenie auta w warszawskim tłoku śmierdzącym mi nerwowością jest zwykłą czynnością, jest raczej mniej.
Przypadkowość
Milka, która miała raka piersi, mówiła mi kiedyś
„Ania, darling, one day good, one day bad, you never know, only God knows.”
I ja to w życiu obserwuję- dziś mogę obudzić się czując przytłaczającą wagę zbyt wielu intensywnie odczuwanych emocji, mimo, że wczoraj niczego nie zrobiłam inaczej niż dzień wcześniej, a wczoraj czułam się świetnie, lekko.
Ludzie różnie wyrażają miłość
Wyrażamy miłość lub to, co sądzimy, że nią jest na wiele sposobów.
Ciekawe, że ta różnorodność jest często przyczyną nieporozumień pomiędzy nami, a tymi, na których nam zależy.
Pokazano mi w dzieciństwie, że droga miłości wiedzie np. przez żołądek, porządek, pośpiech, twórczość, ciężką pracę, krzyk i nerwy, problemy, kontakt z naturą.
Wszystko to sprzeczne ze sobą, czasem korespondujące.
Człowiek jest fascynujący.
Czasem to, co dla innych jest wyrazem miłości do nas, możemy postrzegać jako zachowanie irytujące lub wręcz wymierzone przeciwko nam.
Może warto obserwować bliskich i własne słowa i zachowania, bez nazywania myśli, po prostu przyjrzeć się im, by zrozumieć, co tak naprawdę przekazujemy.
Ucieczka w małe apokalipsy
Każdy z nas czasem, może często, ucieka od siebie, niektórzy każdego dnia.
Czemu nie uciec w apokalipsę- ten mistyczny moment, kiedy już wszystko będzie usprawiedliwione i ostateczne?
Teraz, kiedy już doświadczyliśmy „koronowanego” obłędu w skali globalnej, przeróżne apokaliptyczne wizje stały się dla wielu bardzo realne.
Masowa ucieczka w różnych formach trwa.
Nie sposób od niej uciec.
Życie człowieka silnie uwrażliwionego to praca dzień po dniu.
Nie ma sensu od niej uciekać lub jej negować.
Dobra wiadomość jest taka, że są i wielkie zalety bycia wrażliwcem– postrzegamy więcej wymiarów świata, do których odczytania pięć podstawowych zmysłów nie wystarcza. Dzięki temu łatwiejsze dni, czy chwile (te kiedy nie czujemy się przytłoczeni) są naprawdę niezwykłe. Życie nie zna wtedy granic.
Poznanie siebie przychodzi z obserwacją, praktyką zmiany oraz czasem.
Szukamy wymówek, czyli 666 twarzy „bestii” zwanej życiem
Całe lata przeżyłam w pozornej świadomości siebie, zdarzeń, osób wokół- permanentny stan ucieczki.
Przez cały ten czas było mi zbyt trudno przyjrzeć się sobie, przez co mniej wyraźnie widziałam również innych ludzi.
Uciekałam i w kółko przerabiałam te same lekcje nie nauczywszy się niczego.
Czy tamta nieświadomość była pracą lżejszą niż chwile spędzone wśród niechcianych emocji, a wtedy zapalczywie odganianych?
Nie.
Gdzie jesteś dzisiaj Ty?
W co, od czego lub do czego uciekasz- czy to wiesz?
Obecnie przeżywamy fobię ogólnoświatową, więc wszyscy jesteśmy solidarnie usprawiedliwieni.
Wielka globalna katastrofa rozwiąże wszystkie nasze wewnętrzne problemy jednym cięciem.
Korona ludzkich strachów zwieńcza nasze głowy przez morza, góry i lodowce, które nie roztopiły się jeszcze.
Wśród braku podziału tej wyjątkowej solidarności globalnej pękają już stare rozłamy – rasizm, chciwość, wyznania, bogaci vs biedni, i wiele wile innych.
Ta, czy kolejna globalna katastrofa, chyba jednak nie rozwiąże naszych bolączek.
Każdy musi zmierzyć się ze swoimi na własną rękę.
Człowiek człowiekowi przyjacielem, ale trzeba go w tym czasem wesprzeć- temu wewnątrz, żeby mógł być przyjaźniejszy dla ludzi na zewnątrz.